Przypadkiem, usłyszałam ostatnio fragment rozmowy w TV, w której zastanawiano się czy założenie dwa razy tej samej sukienki na imprezę przez tzw. celebrytę to obciach czy wielki obciach?
Pomyślałam: dobrze, że daleko mi do celebryty i nie muszę się zatrzymywać nad takimi "problemami":):)
Moje sukienki jak kurczaki w supermarkecie mają kilka żywotów:). Zwykle najpierw były długie, później nieco skrócone, aż wreszcie w dobie tunik, zyskiwały to nowe miano:)
Czasami dodaję ( lub wypruwam) jakieś nowe koronki, naszywki lub jeśli się tylko da, tzn. materiał na to pozwala, malunki ręką moją własną poczynione:)
Kiedyś malowałam dzieciom T-Shirty, bo do kupienia były tylko białe, teraz nie ma takiej potrzeby, bo w sklepach oferta bardzo bogata:)...z tego samego powodu nie szyje już nic dzieciom ani sobie, chociaż nawet gdybym uszyła, to pewnie nastolatki moje by mnie wyśmiały:):)To nie jest wiek, gdy człowiek chce sie jakoś istotnie wyróżniać;)
Wracając do malowanych sukienek. Dwie są już wiekowe, ale jeszcze tutaj nie pokazywane, a dwie kolejne powstały kilka dni twemu w deszczowy dzień, kiedy to nie tylko dzieci się nudzą:):)
A to już te najnowsze, "malowane w deszczu":
Jeżeli ktoś ma ochotę obejrzeć jeszcze inne sukienki moje malowane, to zapraszam do tego postu. :)
A po malowaniu sukienek, niebo pokazało co potrafi:) A cudnie potrafi:)
Pozdrawiam tęczowo...szkoda, że taki spektakl w chmurach trwa zaledwie kilka minut, a może właśnie dlatego tak zachwyca?:)