Szczęśliwie, sobota obudziła nas słońcem i udało mi się co nieco obfocić:)
Wszystko w tym słońcu jakoś mniej skomplikowane, prostsze i szczęśliwością przepełniające:)
I nawet to, co mnie ostatnio trochę dołuje, nie takie straszne:)
Przedpołudniowy długi spacer z mężem, bo dzieci już dawno "spacerują" nie z nami, czas na rozmowy, na które, w tygodniu zwariowanym, czasu nie ma i powrót do ciepłego domu na kawę i niespieszne książki czytanie.... Chwile zwyczajnie szczęśliwe, takie które kiedyś ledwo dostrzegałam, a teraz staram się nimi sycić do oporu:)
Te chwile, które kradnę na moje obcowanie z gliną, to też taki czas, gdy wszystko zostaje za mną. Chyba nawet bardziej mnie odpręża niż malowanie. Efekty różne, najczęściej nie takie jak sobie wymyśliłam, ale pisałam już kiedyś o tym, że glina to dość kapryśny materiał i każdy, kto miał z nią do czynienia wie o czym mówię:)
Chociaż pewnie można ją ogarnąć, tylko trzeba do tego sporo doświadczenia, a u mnie w tym względzie duży deficyt:)
Co tam, grunt, że mnie to ostatni mocno kręci:)
Każda maska jest jedyna i niepowtarzalna. Mam czasem wrażenie, że efekt końcowy to zlepek moich emocji, nastroju, wewnętrznych przeżyć, podczas jej powstawania, ale też jeszcze coś, co stanowi o charakterze każdej z nich...... i ja raczej na to "coś" mam niewielki wpływ:):)
Pozdrawiam serdecznie i życzę jak najwięcej szczęśliwych momentów kradzionych "zwyczajności":)
niesamowita maska, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńRobi wrażenie!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Zosia
wspaniałe wytworki ... uwielbiam takie
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplutko
wow !!!!!!!
OdpowiedzUsuńświetne :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Ag
Piekne,Asiu,ta ,,zakrecona" misa bardzo mi sie podoba.A czerwien to emocje.zycie,wiec lap to zycie w kazdej wolnej chwili!
OdpowiedzUsuń