Obserwatorzy

czwartek, 27 września 2012

Pierwsze dziecko - już nie dziecko....

  
 Kiedy 18-ście lat temu w pochmurny, wrześniowy wieczór, na świat przyszedł nasz pierworodny syn, wydawało mi się, że taki mały okruszek nigdy nie urośnie. A okruszek, szybko nabierał ciała i już po paru miesiącach przypominał małego Buddę. Później też jakby znienacka, zaczął niezdarnie przemierzać świat na swoich małych nóżkach i.... wciąż piął się w górę. Właściwie nawet dokładnie nie pamiętam, kiedy role się odwróciły i to ja, nie on, zaczęłam zadzierać głowę, by spojrzeć mu w oczy. A tak na marginesie, trudno te oczy spotkać, pod burzą długich włosów:)
I nagle okazuje się, że mamy kupić szampana na 18-tkę naszego syna. Oczywiście, dla mnie to on taki dorosły do końca nie jest;) , ale dla świata, czy mi się to podoba czy nie...i owszem.
Przyszła więc pora na podsumowania. I dlatego mój syn dostał od nas  prezent trochę może nietypowy:).




Już wcześniej wymalowałam i ozdobiłam dla Niego kufer, który miał w sobie pomieścić wszystkie najważniejsze wspomnienia z dzieciństwa. I tak znalazła się w nim teczka z rysunkami małego Jasia. Niezdarnie malowane bałwanki w wieku trzech lat i późniejsze fascynacje kowbojami, robotami, pokemonami, samochodami... Wszystkie rysunki posiadają dokładne daty, a niektóre dodatkowe opisy tego co przedstawiają, bo po 18-tu latach trudno byłoby się domyślić:)
Jest teczka z listami do Św. Mikołaja, które Jaś pisał przez wiele lat, jest smoczek, który wygląda dość koszmarnie, ale tylko takie smoczki wtedy były dostępne:)



Jest pierwsza ukochana zabawka, Dinuś, która była z Jasiem na dobre i na złe od samego Początku:). Są koperty z życzeniami urodzinowymi i komunijnymi. Jest też woreczek z medalami i sprawnościami zdobywanymi w drużynie harcerskiej. No i  segregator, w którym znajdują się wszystkie dyplomy, zaświadczenia, świadectwa i inne ważne w dziecięcym świecie dowody uznania:)
Od pierwszych dni Jasia z nami, prowadziłam Album Małego Dziecka, zresztą wszystkie nasze dzieci taki album posiadają. W tym albumie są  informacje dotyczące rozwoju fizycznego i emocjonalnego naszego syna. Dużo pamiątek: pierwszy pukiel blond włosków, pierwsza świeczka z tortu rocznego Jasia, zdjęcia  przedszkolnych przyjaciół , tytuły ukochanych bajek, śmieszne powiedzonka i wiele wiele innych cennych szczegółów, których teraz pewnie bym sobie nie przypomniała, a które wtedy skwapliwie notowałam.
Wisienką na torcie  w tym "kufrze wspomnień" jest  foto- książka, w której starałam się w skrócie przedstawić wszystkie najważniejsze wydarzenia w życiu  Janka i kadry z Jego dziecięcego świata. Ostatnie zdjęcie  na okładce, przedstawia Mojego Dorosłego Syna .
Przygotowywanie tego kufra wspomnień miało też dla mnie bardzo duże znaczenie. Taka podróż w przeszłość. Towarzyszyły jej i łzy i śmiech, na przemian:)...i otwierały się okna do kolejnych wspomnień.
Myślę, że takie zamknięcie w kufrze, dzieciństwa własnego dziecka jest dość symboliczne. Nie należy do łatwych, ale myślę, że jest  konieczne, by pozwolić dziecku rozwinąć skrzydła  Dorosłego Człowieka.
 Banał, ale tak trudno go wcielić w życie.

Mam nadzieję, że te wszystkie pamiątki, które gromadziłam dla Janka przez  18-ście lat, pozwolą kiedyś Jego dzieciom lepiej Go poznać, a Jemu samemu nie dadzą  zapomnieć o czasie dzieciństwa i tej, tak naprawdę, bardzo krótkiej chwili Z NAMI....


A żeby nie było tak refleksyjnie, to na koniec tort dla Janka w postaci  Słodkiej Blondyny:)



:)

Dziękuję serdecznie za kolejne wyróżnienia:
od Małgosi z blogu:  http://malgosiowy-kram.blogspot.com/
Od  Magoty z blogu: http://magotka.blogspot.de/2012/09/wyroznienie.html


Bardzo Wam  dziewczyny dziękuję za ciepłe słowa i wsparcie!:):)



niedziela, 16 września 2012

Anioł Irenka i... "Ołówek"

   Jako jeden z pierwszych moich glinianych prac, powstał anioł, co nie powinno dziwić tych którzy znają moje "anielskie upodobania":)
Długo czekał na swoją kolejkę do pieca, bo był niewymiarowy:). Po pierwszym wypale, okazało się, że niestety, odpadła jedna ręka:(

Po szkliwieniu, myślałam,że uda się nową rękę jakoś dokleić, ale widać to miał być właśnie TAKI anioł, bo i ta nowa uległa połamaniu:(

Pierwszy zobaczył go w domu mój najstarszy syn, którego nie opuszcza dość specyficzne poczucie humoru:
O! Anioł i Ręka!...... ANIOŁ IRENKA!

No i została z nami Irenka:) I już nie zamierzam jej niczego doklejać. Taką ją właśnie polubiłam.

 Czasami tak bardzo chcemy wszystko widzieć idealne, perfekcyjne, że nie dostrzegamy piękna w pozornej ułomności.
Wczoraj w nocy skończyłam czytać książkę Katarzyny Rosickiej-Jaczyńskiej "Ołówek".  Niezwykła książka, o pięknym człowieku uwięzionym w niemocy swojego ciała. Z perspektywy osoby chorej, która ma bardzo ograniczone możliwości komunikowania się z otoczeniem, świat wygląda tak samo jak z naszej , tylko ma znacznie więcej szczegółów, wyostrzone kolory, zapachy i wrażliwość na słowo, gest drugiego człowieka. Książka mądra, bardzo potrzebna , napisana z poczuciem humoru, dystansem i wielką wrażliwością,  bez omijania tematów trudnych. Płakałam i śmiałam się na zmianę.
Przeczytajcie koniecznie!




W tej paterze, najbardziej lubię "szczegół":)


Ile można tu zobaczyć, prawda? Morze, laguna, niebo, kosmos....A to przecież tylko zwykła plama koloru, jedna z wielu na tej paterze....
Pozdrawiam i życzę nam wszystkim umiejętności dostrzegania innego świata w oczywistych
oczywistościach :().
 


czwartek, 13 września 2012

Malowanie na ścianie:):)




Te osoby, które są ze mną w blogowym świecie nieco dłużej wiedzą, że malowałam już na różnych materiałach. Poza konwencjonalnymi, papierem i płótnem,  eksperymentowałam z malunkami na sukienkach, na porcelanie, na drewnie, w końcu na meblach:)
Przyszła kolej na ściany:):)
Trzy lata temu malowałam przedszkole moim koleżankom. To było dość duże wyzwanie, bo w związku z wymogami jakimiś tam, malunki moje musiały być dość wysoko. Szyi własnej nie czułam i miałam problemy z perspektywą, bo nie dało się co chwila schodzić z drabiny i odchodzić na pewna odległość. Nie mam wykształcenia plastycznego, więc metodą prób i błędów, zwłaszcza błędów:):) jakoś brnęłam do przodu.
 Nie wszystko wtedy udało się tak jak chciałam, ale dzieciom się podobało:):)
W tym roku Przedszkole zmuszone było zmienić lokal, więc wróciłam do malowania na ścianach.:)
Miałam już trochę doświadczenia, więc tym razem jakoś tak lepiej mi się malowało i miałam przy tym więcej frajdy...:)
Trudno jednak sfotografować takim normalnym aparatem, to co w efekcie powstało. Musicie sobie te fragmenty jakoś posklejać w całość.
Ciekawa jestem, czy ktoś z Was wykonywał podobne prace? Chętnie poznałabym czyjeś doświadczenia, ale też jeśli się to komuś przyda, mogę podzielić się swoimi:)
Dzisiaj pokazuję zdjęcia te najświeższe. Jeżeli będziecie miały ochotę, mogę zamieścić te z poprzedniego miejsca:).















Jedna z sal jest dość mała. Nie chciałam ją przytłaczać dużymi malunkami. Powstało lawendowe pole,
które, mam nadzieję, będzie trochę dzieciaczki wyciszać:):)


A jak już jestem w "przedszkolnym temacie", życzę wszystkim przedszkolakom dużo słońca, cudownych Pań Wychowawczyń i niekończącej się zabawy! A mamom poczucia, że dziecko, jest w przedszkolu równie szczęśliwe jak w domu:)

Cały post dedykuję Mamurdzie i  cudnemu Stasiowi, mając nadzieję, że u Nich już wszystko, w kwestiach przedszkolnych, się poukładało:).

Chciałabym bardzo podziękować Kamie z blogu http://ja-kama-mama.blogspot.com/  za wyróżnienie mnie
Versatile Blogger Award - nagrodą za uniwersalność i wszechstronność :)

Ależ to łechce moją próżność:):):)
Jednocześnie przepraszam, że nie wypełnię reszty wymogów, ponieważ zwyczajnie czasowo ostatnio nie wyrabiam na zakrętach. To zresztą widać po tym  z jaką częstotliwością  ukazują się moje posty:). Wracam za chwilę do pracy, więc staram się jeszcze te ostatnie chwilki wykorzystać na maksa:)
Jeszcze raz dziękuję za docenienie tego co robię. Pozdrawiam Cię Kama, bardzo serdecznie:)...i liczę na wyrozumiałość:)

poniedziałek, 3 września 2012

Przerabiania ciag dalszy....


 Korzystając z super pogody mój amok malowania ani trochę nie słabnie. Skończyłam dwie ramy, z czego jedną zostawię do pokazania, gdy już wreszcie za sprawą mojego męża zawiśnie na wybranym miejscu. Druga na szczęście już wisi, więc mogłam ją obfotografować:) .
Od kilku tygodni, z dużymi przerwami, zmagałam się z odnowieniem szafy do pokoju Mai. Najpierw trzeba było zorganizować transport w miejsce, gdzie tą szafą będę mogła się zając. Jak już tam trafiła, zobaczyłam wszystkie mankamenty w całej okazałości. Mało tego, nawet poczułam ich zapach .....nie było to nic przyjemnego:)



W związku z tym mój pierwotny zapał mocno podupadł. Jeszcze przy okazji okazało się,ze plecy szafy pełne są dziurek po kornikach.
Trochę czasu  zbierałam się w sobie : najpierw podjęłam walkę z kornikami wstrzykując odpowiednią truciznę w każdą dziureczkę. Później było gruntowne czyszczenie po minionych dziesięcioleciach no i wreszcie papier ścierny poszedł w ruch. Dosłownie każdy centymetr został zdarty z warstwy brudu, farb i wszystkich innych różności. Z pomocą taty i męża nogi szafy dostały nowe życie, pojawiła się wewnątrz dodatkowa półka i  nowy drążek na ubrania. Potem już tylko pozostało szafę pomalować.


 Na koniec porcelanowe gałeczki, dekoracje na drzwiczki, trochę przetarć i jest!:)





  Ponad 100-letnia szafa zamieszkałą w pokoju Mai. Udało się zachować kryształowe lustro, z czego bardzo się cieszę. Pomalutku kompletuję umeblowanie pokoju Mai. Od dłuższego czasu szukam jeszcze jakiegoś sekretarzyka do renowacji. jak dotąd nie trafiłam na taki  jaki sobie wymarzyłam. Mam nadzieję, że kiedyś namierzę:)
 Maja zadowolona z tej "białej staruszeczki", zwłaszcza, że koleżankom też  się podoba:)


Rama okienna, taka rodem z PRL-u dostała jeszcze kilka dodatkowych lat. Najpierw mąż z trudem obdrapał ją z kilku warstw olejnej farby, po czym ja ją pomalowałam, stosując przecierki z kilku kolorów.


Gałka po długich poszukiwaniach, powstała z zakrętki moich perfum:). Nadawała się idealnie:)
I tak mamy lustro w jadalni:):

 A przy okazji prezentuje się waza z wrzosami, którą nabyłam na starociach za 7zł!... i świecznik  wykonany z  wszystkiego, co nazbieraliśmy nad naszym Bałtykiem:). Oczywiście, oprócz świec:):)
A tak wygląda wieczorową porą:


A jak zaczynam zapalać wieczorami świece, to znak, że..." jesień idzie...nie ma rady na to!:)"