Świat przedmiotów i sprzętów , którymi się otaczamy dużo może o nas powiedzieć. W moim mieszkaniu ten świat jest w trakcie nieustannych przemian. Nie wiem, czy to dobrze o mnie świadczy, ale inaczej nie mogę:):)
Pojęcie "na zawsze" w kontekście posiadania przedmiotów czy mebli właściwie u mnie nie istnieje.
Zwykle z nagła, a niespodziewanie, pojawia się w mojej głowie jakaś koncepcja zmian, którą najchętniej w tym samym momencie obróciłabym w czyn. Ale w tym samym momencie ni stąd ni zowąd pojawia sie.....mnóstwo dużych i małych kłód, które kładą się pod nogami gęsto. Ja, oczami wyobraźni, widzę już na przykład gotowy przemalowany, kredensik, ba, nawet widzę już co i jak w nim jest poukładane, a tu trzeba pokonać górę absolutnie nieciekawej, nuuuuuudnej, jak flaki z olejem, ciężkiej roboty.
Dokładnie taki scenariusz miał pewien wieczór, kiedy siedząc w fotelu, z wzrokiem bezmyślnie zawieszonym na telewizorze, nagle, jak piłeczka, na głowę Pomysłowego Dobromira, spadło na mnie olśnienie:):).... I to by był koniec porównań z gościem. Jemu pomysł wdrażał się w czyn jakby mimochodem. A u mnie jak po grudzie....
Taka nawiedzona pomysłem, oczywiście zaraz muszę podzielić się nim z Marcinem. On jak widzi ten mój dziwny błysk w oku ( pojawia się tuż po uderzeniu piłeczką), wpada w panikę. Co znowuuuu??!!
Jego ukochany kredens sosnowy, który miał być na zawsze( nie ze mną:)) jeszcze w tym samym tygodniu ląduje na środku pokoju, a ja z zapałem zaczynam pozbawiać go warstwy wierzchniej. Pozbawiam, pozbawiam, pozbaaawiam....a końca nie widać. Pół kredensu nędznie odrapane, a ja już nie mogę. Siedzę w chmurze pyłu, z papierem ściernym w ręce i płaczę.... Mój mąż w końcu się lituje i mrucząc coś pod nosem( nigdy nie dociekam co mruczy, ale nie trudno się domyślić) , bierze ode mnie papier ścierny i kończy to co zaczęłam. I zwykle robi to perfekcyjnie, bo w przeciwieństwie do mnie ta cecha na "P", nie jest mu obca:):)
Mogę wreszcie malować! Z amokiem w oku macham pędzlem, do momentu gdy wszystko gotowe:) To lubię! Potem okazuje się, że pomalowany kredens kłóci się z nadal sosnową półką na płyty i ławą pod telewizor, więc już nie ma wyjścia i reszta też zmienia swoje oblicze. W dwa dni nasze meble w salonie dostają nowe ubranie! Niedawno przemalowałam jeszcze krzesła, bo też się "kłóciły":):). I mam komplet! Ale nie na długo, bo już mi się nie podoba tak jak wcześniej i..... nowa piłeczka spada mi na głowę:) Historia zaczyna się powtarzać:);)
Te malowane meble,cieszą, już dziś kogoś innego:)... A u nas zrobiło się trochę bardziej ascetycznie. Ale taką miałam przemożną potrzebę i jak dotąd jest mi z tym dobrze. Chociaż..........):):)
Komplecik po którym zostało już tylko wspomnienie:):):) |
To efekt mojej pracy, którą widać........ i Marcina, której nie widać:) |
Tak było... |
.....a tak jest:) |
I jeszcze kilka innych meblowych ubranek:) To były meble na konkretne zamówienia dla znajomych i nie tylko:)
Ten komplet z moim autorskim wzorem:):) Ręcznie malowany, z maleńkimi elementami decupage. Jak nie trudno się domyślić, do pokoju małej dziewczynki...
Było jeszcze więcej różnych mebelków, ale nie zrobiłam zdjęć:(
Pozdrawiam:)
brak m słów...niesamowitą ilość pracy musiałaś w to wszystko włożyć...efekt:przepiękne meble.
OdpowiedzUsuńI tak u Sepii zagościła Biel :) Mi się ona też marzy...
OdpowiedzUsuńMało tego, biel zatacza coraz szersze kręgi i wchodzi do innych pokoi:):)Ale w duszy mam sepię:)
OdpowiedzUsuńEfekt bardzo romantyczny! a ile ciężkiej pracy! jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplutko
Dzień dobry-wieczór:) Pięknie u Ciebie:)
OdpowiedzUsuńWitaj:) Jestem u Ciebie 1 raz, przypadkiem....no i tak oglądam Twoje piekne dzieła.....szczególnie zainteresował mnie dział mebli bo też lubię je przerabiać:) Usmiałam sie z opisu o uderzeniu piłeczką, nagłym olśnieniu......normalnie też tak mam:) Mój mąz tylko czeka na nowe wyzwanie, w czym będzie musiał pomóc, co drapać, ścierać , przenosic.....ale dzięki temu - życie jest piękne:) Pozdrawiam i ide oglądać DALEJ:)
OdpowiedzUsuń