Gdy dopada mnie chandra, smutno mi lub po prostu chcę się zresetować, maluję akwarele. Razem z rozpływającą się w wodzie farbą rozmywają się wszystkie kłopoty. Lubię patrzeć jak kolory się przenikają, tworząc nowe odcienie, nowe kształty... Nie zawsze oczywiście jest to, to czego oczekiwałam.
Cóż, od mistrzów akwareli dzielą mnie lata świetlne, więc z pokorą przyjmuję nawet ten niezamierzony efekt:)
Ależ piękne! To musi być wspaniały moment, tak przyglądać się gdy z kolorowych przenikających się plam powstaje takie cudo. A pamiętasz o moich akwarelkach?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Iwonko, koniecznie spróbuj. Z przenikających się plam nie zawsze powstaje cudo:), ale efekt terapeutyczny gwarantowany:). Co do akwarelek, napisałam już maila do Ciebie:)
UsuńPozdrawiam:)
Akwarela to trudna sztuka, ale u Ciebie pięknie wygląda.
OdpowiedzUsuńIm dłużej je maluję tym trudniejsze się wydają:)Ale to wciąż jeszcze nie ten efekt jakiego bym sobie życzyła:)
UsuńSerdeczności, dla Ciebie, Basiu:)
Maluj, maluj dalej!
OdpowiedzUsuńLubię akwarele. Są takie delikatne . Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJa też:)
UsuńTo mistrzostwo! Mi daleko i chyba nigdy...ale lubię akwarele :)
OdpowiedzUsuńPiekne powojniki!
Dzięki:)Spróbuj, może się zaskoczysz?:)
UsuńLata świetlne!? Przecież Twoje obrazy są cudowne!!
OdpowiedzUsuńDzięki:) Ale swoje wiem:)
UsuńPiękne :)) takie nostalgiczne ...mi sie poprawia nastrój od samego patrzenia ;-))
OdpowiedzUsuńTo największy komplement:)
UsuńTa ostatnia boska! Nie mogę sie napatrzyć
OdpowiedzUsuń