Obserwatorzy

środa, 1 października 2014

Czas wyjazdów....



  


W niedzielę odwieźliśmy naszego najstarszego syna do Krakowa na studia. Dla niego rozpoczyna się nowy, pewnie piękny etap w życiu. I oczywiście z całego serca  mu w tym kibicujemy, ale jednocześnie jest to dla nas, rodziców,  trudny czas. Może gdyby dzieci wyjeżdżały na studia wiosną, gdy świeci słońce, kwitną kwiaty i jakoś tak weselej człowiekowi na duszy...byłoby lżej.
A tak za oknem szaro i mgliście, a w głowie i duszy smutno, łzawo i melancholijnie...

Tak się składa, że mam sporo koleżanek  i znajomych, którzy podobnie jak my,  w tym roku,  "odprawiali" swoje dorosłe dzieci na studia. I widzę, że wszyscy mamy z tym spory problem. Odcięcie pępowiny u noworodka, mimo że symboliczne, to jednak nie boli.
Towarzyszy temu euforia i stan absolutnej szczęśliwości. To raczej zaproszenie do wspólnego życia w rodzinie. Odcięcie tej niewidzialnej pępowiny, która przez kilkanaście lat wspólnego życia stawała się coraz mocniejsza boli niemal fizycznie.

Wiem, że i naszemu synowi i nam potrzebny jest dystans. On wreszcie musi stać się mężczyzną, a my musimy pozwolić mu żyć na własny rachunek.
To wszystko tak bardzo oczywiste, a lżej ani trochę...



Od wielu lat bardzo bliskie są mi teksty "Proroka". Khalil Gibran, libański poeta i malarz napisał słowa, które nie tracą na aktualności:

Wasze dzieci nie są waszymi dziećmi,
Są synami i córkami Życia, które pragnie istnieć.
 

Rodzą się dzięki wam, lecz nie z was,
I chociaż z wami przebywają, nie należą do was.

Możecie obdarzyć je waszą miłością, lecz nie waszymi myślami.
Albowiem mają swoje własne myśli.
 

Możecie dać schronienie ciałom ich, ale nie duszom.
Albowiem ich dusze zamieszkują dom jutra, do którego nie możecie wstąpić nawet w snach.
Możecie usiłować upodobnić się do nich, lecz nie starajcie się, aby one stały się do was podobne.
Albowiem miłość nie cofa się wstecz ani nie ociąga się, by pozostać w dniu wczorajszym.
Jesteście łukami, z których wystrzelono wasze dzieci jak żywe strzały.
Łucznik dostrzega cel na drodze do nieskończoności i napina was Swą mocą, aby Jego strzały pomknęły szybko i daleko.
Niech napięcie dłonią Łucznika napełni was radością;
Albowiem Ten, który kocha lecącą strzałę, nie mniej miłuje nieruchomość łuku.



Cała prawda.... 

Pozdrawiam dziś zwłaszcza wszystkich, którzy jak my zostali z łukiem w ręku i niedowierzaniem, że to już....
A naszym dzieciom niech zapisują się kartki ich dorosłego życia i niech to będą wyłącznie szczęśliwe teksty:)

 ...i specjalnie dla Janka



***



4 komentarze:

  1. Niezwykle mądry wiersz. W ubiegłym roku przeżywałam to samo co ty, więc Cię doskonale rozumiem....
    pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem,że w tym czasie całe rzesze rodziców świeżo upieczonych studentów przeżywa to samo co ja.
      I ani trochę mnie to nie pociesza:( Też tak miałaś? Prawda?:)
      serdeczności:)

      Usuń
  2. Wiem ,to boli mimo naszej mądrości że tak musi być.
    Drugi raz będzie bolało jak założą własne rodziny.
    Bardzo często rodzice odczuwają to bardziej boleśnie, ale wszystko zależy od wychowania ,od tego jak dzieci zostały wychowane i jaka więż łączy je z rodzicami.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. Jak zwykle czas załatwi wszystko:) A w życiu tak widać musi być, że czasem aż boli ze szczęścia a czasem....

      Usuń